piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 7

***Courtney***
Siedziałam na tylnym siedzeniu jasno-żółtej taksówki. Ocierałam łzy, które spływały po mojej twarzy.
Justin po prostu nie rozumie.
Rozumiałam, że próbował być dobrym chłopakiem i ojcem, ale to było o wiele za dużo na pierwszy rzut oka.
Grant Martin to mój były. Nie jest typem faceta, z którym chcesz być po złej stronie, tak naprawdę nie jestem pewna czy można być z nim po dobrej stronie.
Lepiej jak nic o nim nie wiesz, jednak wiedząc to byłam w drodze do jego mieszkania.
Taksówka zatrzymała przy starym, zaniedbanym budynku mieszkalnym na niebezpiecznej stronie Atlanty.
Wysiadłam i zapłaciłam kierowcy.
- Niech panienka spojrzy - powiedział zanim dałam mu pieniądze - Wiem, że się nie znamy ale mam złe przeczucia o tym, że jest pani sama w tej części miasta.
Westchnęłam - Muszę odpocząć od mojego chłopaka.
- Czy naprawdę tak bardzo potrzebujesz przerwy ? Uderzył Cię, albo zrobił coś takiego ?
Szybko pokręciłam głową.
- Nie ! Justin nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Po prostu nie byliśmy oko w oko. Nie chcę by po mnie przychodził.
- Więc idziesz tam gdzie on Cię nigdy nie znajdzie, nawet za milion lat, tak ?
Skinęłam orientując się, że rozmawiałam z obcym. Z tego co wiedziałam mógł powtórzyć każde moje słowo w People Magazine.
- Cóż, bądź ostrożna - powiedział.
- Tak, dziękuje - zebrałam się na uśmiech przed pójściem w kierunku budynku.
Czułam się skrępowana jak widziałam zmysłowe spojrzenia facetów, którzy wyglądali jakby mogli robić potworne rzeczy.
Podczas moich dni jako uczennica szkoły średniej, mój dobry wygląd automatycznie wysłał mnie na szczyt łańcucha popularności, pomimo mojego nieśmiałego usposobienia.
Nigdy nie podobało mi się zbyt duże zwracanie na mnie uwagi i nie pomagało to, że wszyscy źli mężczyźni patrzyli na mnie.
Nerwowo weszłam po schodach do mieszkania i zadzwoniłam do drzwi wejściowych.
Drzwi się otworzyły nie ukazując nikogo innego jak Granta.
Zrobił zdziwioną minę widząc mnie.
- Courtney ? Courtney Sparks ? - zapytał - Co ty robisz tutaj w Georgia ? Nie powinnaś być na północy, w przedmieściach Chicago ubiegając się o bycie królową balu czy coś ?
- Uh, nie zamierzasz wpuścić mnie do środka i masz zamiar kazać mi tu stać i odpowiadać ? - uśmiechnęłam się.
- Ah, tak, wejdź.
- Dzięki - powiedziałam.
Patrzyłam z niedowierzaniem na straszny bałagan w mieszkaniu. Wyglądało tak jakby Grant nie sprzątał tu od wieków.
- Co ? Spodziewałaś się pałacu ? - zapytał - To jedyne na co mogę sobie pozwolić, zwłaszcza po tym jak mnie zdradziłaś.
Przewróciłam oczami.
- Masz zamiar to rozpamiętywać ? Kiedy dasz sobie spokój ?
- Wrzucenie kogoś do więzienia nie jest czymś z czym można dać sobie spokój. W szczególności, gdy Twoja dziewczyna jest tą która to zrobiła.
- Po raz milionowy, nie wrzuciłam Cię do więzienia. Policja zapytała co się wydarzyło, a ja powiedziałam im co widziałam, to tyle.
- Nie musiałaś im mówić.
- Czułam, że tak powinnam zrobić - stwierdziłam.
- Mówiłem Ci, próbowałem pomóc przyjacielowi aż pojawił się ten facet, nie chciałem go zabić.
- Wiem co mówiłeś, ale to nie jest to co słyszałam. Słyszałam, że ty i Twój przyjaciel planowaliście zabić tego faceta, bo miał zamiar powiedzieć o tym, że sprzedajesz narkotyki, to jest to co zrobiłeś, zamordowałeś go.
- To był wypadek, poza tym, jeśli jestem taki zły, to dlaczego tu jesteś ? Nie przyszłaś by płaszczyć się przed mordercą.
- Nie przyszłam się płaszczyć. Chciałam Cię odwiedzić.
- I do tego chciałaś odwiedzić mordercę. Wciąż coś do mnie czujesz, prawda ? - uśmiechnął się, przyciągając mnie do siebie.
- Grant - powiedziałam, próbując się wyrwać.
Przyciągnął mnie bliżej  i podniósł mój podbródek bym na niego spojrzała.
- Twoje delikatne usta po prostu umierają bez moich pocałunków. Mogę to zobaczyć w Twoich oczach - powiedział, składając pocałunek na moich ustach.
Przez chwilę utonęłam w jego ramionach, ale potem szybko się odsunęłam.
- Nie, przestań ! - powiedziałam, odsuwając się dalej - Nie powinniśmy tego robić. Mam chłopaka.
- I ? Nigdy się nie dowie.
Zaczął całować moją szyję aż dotarł do kołnierzyka mojej koszuli. Jego palce zaczęły wędrować do guzików mojej koszuli.
- Grant - powiedziałam, próbując powstrzymać jęk - Mówię poważnie, przestań.
- Och, tak, zapomniałem, że jesteś taką nieśmiganą dziewicą - uśmiechnął się.
Przygryzłam wargę, część mnie była zła, że mówił to w taki sposób, ale część mnie myślała, że jeśli ja i Justin zobowiązalibyśmy się do czekania z tym do ślubu, nie bylibyśmy teraz w takiej sytuacji.
- Grant, jest coś o czym musisz wiedzieć - powiedziałam, patrząc w podłogę.
- Co takiego ? - zapytał, odwracając twarz zaniepokojony.
- Jestem w ciąży.
- Co ?! - przerwał - Czyje ?
- Justina.
- Masz na myśli tą gwiazdę popu, która odebrała dzisiaj Twój telefon ?
- Tak.
- Nie lubię go.
- Nawet go nie znasz ! 
- I nie muszę ! Mam na myśli, daj spokój Courtney. Jesteś na to za mądra, wiem, dałem Ci dużo czasu, żebyś pomyślała o tym całym pierścieniu oczyszczenia,ale na poważnie, jak mogłaś być tak głupia by zajść w ciążę z gwiazdą popu ?
- Kocham go, Grant.
- Jeśli tak bardzo go kochasz, to dlaczego tu jesteś ?
- Nie wiem. Mieliśmy ostrą kłótnie i nie wiedziałam gdzie indziej mogę pójść - westchnęłam, siadając na podłodze w stylu Native American.
Grant usiadł na przeciwko mnie.
- Zatrzymasz je ?
- Dziecko ? - zapytałam.
- Nie, lody. Oczywiście, że dziecko !
Skinęłam - Tak, nie mam serca co do aborcji i nie sądzę, że będę nosiła dziecko przez dziewięć miesięcy, a potem oddam je do adopcji. Więc tak, myślę, że muszę po prostu dowiedzieć się jak zarządzać tym wszystkim. Zwłaszcza po tej kłótni z Justinem.
- Nie mogę uwierzyć, że ten idiota zatrzymał Cię przez jego dziecko.
- To nie tak, Grant - powiedziałam.
- Tak, nieważne - westchnął, wstając - Jest impreza, na którą mam zamiar pójść. Możesz też iść jeśli chcesz.
- Nie mam nic do ubrania.
- Wyglądasz dobrze - powiedział.
- Dobrze, ale nie mogę zostać długo, więc może chcesz iść sam.
- Nie, po prostu powiedz mi kiedy będziesz chciała wyjść, a ja odwiozę Cię tu z powrotem. Tak pomiędzy, ta część miasta jest bardziej niebezpieczna niż te, w których zazwyczaj jesteś.
- Dobrze - zgodziłam się.


***Justin***

Siedziałem na brzegu łóżka, kłótnia z Courtney, którą miałem powtarzała się w mojej głowie.
Badałam każde słowo, które wyszło z moich ust i zastanawiałem się czy powinienem po prostu milczeć.
Bynajmniej, ona nadal powinna tu ze mną być.
Schowałem głowę w dłoniach. Muszę znaleźć sposób by ją tu odzyskać, po prostu muszę. Mamy razem dziecko. Jeśli nie po nic innego, musimy wypracować to dla dziecka.
Nie chcę by dziecko dorastało z myślą, że chciałem porzucić je i jego matkę. Muszę znaleźć Courtney.
Nagle wpadłem na pomysł.
Biorąc klucze, portfel i telefon, pobiegłem w stronę drzwi.
Wsiadłem do swojego Lamborghini i włączyłem GPS'a
Przypomniałem sobie, że włożyłem urządzenie śledzące do perłowego naszyjnika Courtney. Pomyślałem, że to będzie dobry sposób by do niej dotrzeć jeśli wpadnie w zasadzkę przez paparazzi.
Wybrałem system śledzenia, zacząłem postępować zgodnie ze wskazówkami.
Dziękuje Bogu za technologię ! 
Jeździłem dwie godziny dopóki dostałem się do groźnie wyglądającej części miasta.
- Co w świecie ty robisz tutaj Courtney ? - pomyślałem na głos.
Zamknąłem instynktownie drzwi kiedy jechałem przez grupy ludzi, którzy nie byli dużo starsi ode mnie, ale wydawali się być w stanie zrobić wiele krzywdy.
Z trudem przełknąłem ślinę.
Miałem nadzieję i modliłem się tylko by Courtney była bezpieczna.
Wskazówka poprowadziła mnie do wielkiego, luksusowego domu, który stał w tej zaniedbanej okolicy.
Muzyka dudniła bardzo głośno, wydawało się jakby szyby miały zaraz wybuchnąć.
- Courtney, o czym ty myślisz ? - pomyślałem, wychodząc z samochodu i go zakluczając.


***Courtney***

Byliśmy na tej dzikiej imprezie jakieś cztery godziny i byłam już gotowa wyjść.
Głośna muzyka spowodowała mocny ból głowy, a odór alkoholu sprawił, że czułam mdłości.
A co najgorsze, Grant zostawił mnie samą w kącie.
Przepchnęłam się z wysiłkiem przez pijaków, by zobaczyć gdzie poszedł Grant.
Kontynuowałam szukanie aż znalazłam go w pokoju, grającego w pokera. Wygląda na to, że przegrywał, strasznie przegrywał.
- Cholera - wymamrotał, rzucając karty na stół, przegrywając kolejną rundę. 
Rzucił piwo na podłogę, gdzie może stało ich tam kolejne dziesięć.
- Grant - powiedziałam - Jestem gotowa do wyjścia.
- Spójrz, zostajemy tutaj, dobrze ?
- Ale powiedziałeś...
- Nie obchodzi mi co powiedziałem. Usiądź i przestań grać sukę, dobrze ? - wybełkotał słowa, gdy mówił.
Poczułam jak łzy napływają do moich oczu.
- Daj mi swoje kluczyki, proszę - oznajmiłam.
- Czemu ?
- Bo jadę.
- Nie, nie jedziesz ! - twierdził.
- Ach tak, no to patrz.
Wybiegłam z pokoju w kierunku schodów.
- Wróć tutaj - chwycił mnie za rękę jak byłam na szczycie schodów.
Odsunęłam się.
- Jestem zmęczona, Grant, jadę do domu.
- Jak chcesz się dostać do mojego domu bez kluczy ? 
- Nie Grant, powiedziałam, że jadę do domu. Do domu z Justinem, nie Tobą. On nigdy by mnie nie zostawił samej w kącie.
- Dobrze, więc idź - powiedział, nagle mocno mnie pchając co spowodowało, że spadłam ze schodów.
Uderzyłam się w głowę i wszystko stało się czarne.

***
Znów drama. Nienawidzimy Granta + co teraz z dzieckiem ? :(
Jest 7 mam nadzieję, że się spodoba :)
Co do następnego to nie wiem kiedy będzie.
WoW nie spodziewałam się tak dużej ilości wyświetleń, bardzo dziękuje, że jesteście :)
Kocham Was ! @Danger_Loverr










4 komentarze:

  1. ja pierdole serio? zepchną ją ze schodów? on jest popierdolony ;___;
    czekam na następny x

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog jest świetny, to znaczy Twoje tłumaczenie:) Zawsze rozdziały kończą się w taki tajemniczy sposób... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału:) Kocham tego bloga<3 Jeśli możesz, to zapraszam też do mnie http://a-b-w-y-bieberfanfiction.blogspot.com/ <3 Z góry dziękuję i przepraszam za SPAM:) @NatalaCool

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg!!!!ten Grant jest jakiś pojebany,ugh......ciekawe co z dzieckiem :/ czekam na nn @mrsBieber1301 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby nie poroniła.
    Czekam na nn.<3

    OdpowiedzUsuń