wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 8

***Justin***
Poszedłem cicho w górę schodów, chcąc mieć zatyczki do uszu by zablokować tę głośną muzykę.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do domu.
Rozejrzałem się dookoła, tylko by zobaczyć scenę z piekła. Ludzie przeklinali jak żeglarze i pary łączyły się naokoło innych, którzy coś wypisywali.
Powietrze było gęste od dymu cygarowego, który sprawiał, że moje oczy stawały się mokre i paliło mnie w płucach. Trudno było patrzeć przez ten cały dym. Ciężki odór alkoholu przyprawiał o mdłości i spowodował natychmiastowy ból głowy.
Zdegustowane uczucie wypełniło mój brzuch na myśl, że Courtney przyszła do miejsca takiego jak to.
Jeśli bogaty, nieskazitelnie wyglądający mężczyzna jak jej były szef, Jason Walker ją zgwałcił, to co mężczyźni tutaj mogą jej zrobić ?
Serce zabiło szybciej w mojej piersi kiedy zacząłem się modlić o bezpieczeństwo Courtney.
Stuknięcie w moje ramię spowodowało, że odskoczyłem.
Obróciłem się z nadzieją.
- Co ty tutaj robisz ? - zapytała szybko mówiąc Latina z ognisto rudymi włosami.
- Uh, szukam mojej dziewczyny - wyjaśniłem.
- Naprawdę ? - zapytała, przechylając głowę w bok - Jak ona wygląda ?
- Cóż, ona jest 5 stóp i nawet 5 cali niższa ode mnie. Ma ciemne, brązowe włosy i śliczne mleczno czekoladowe oczy. Ma zaokrągloną twarz i perfekcyjny uśmiech. Kiedy się śmieje.. to brzmi jak muzyka.
- Brzmi wspaniale - dziewczyna skomentowała - Ale nie widziałam tutaj żadnej białej dziewczyny.
- Czemu uważasz, że ona jest biała ?
- Hmm..no bo - zatrzymała się na ostatnim słowie.
- Bo ja jestem biały ?- skończyłem za nią.
Przygryzła wargę - Uh, tak.
- Tak naprawdę to ona jest biracial. Jej mama jest biała, a tata czarny. Widziałaś ją ?
- Nie. Wybacz - uśmiechnęła się.
Odwróciła się by odejść, ale po tym znów na mnie spojrzała.
- Czekaj ! - powiedziała - Czy to nie ty jesteś tym dzieciakiem, który śpiewa tą piosenkę, w której rapuje Ludacris ?
Skinąłem.
- Tak.
- To moja piosenka ! - wyszczerzyła zęby w uśmiechu - Mogę dostać Twój autograf ?!
Skinąłem głową.
- Pewnie.
Sięgnęła do tylnej kieszeni i wyciągnęła Sharpie*.
- Tutaj - podała mi to - Możesz podpisać się na mojej ręce ? Tak pomiędzy to jestem Chelsea.
Jak zacząłem podpisywać się na ręce Chelsea, wszystko się zatrzymało. Muzyka była wyciszona i szmer deszczu rozchodził się po całym domu.
Ludzie zebrali się wokół schodów.
- Niech ktoś zadzwoni pod 911 ! - krzyknęła dziewczyna entuzjastycznie.
- Zgubiłaś mózg Tina ? Nie możemy zadzwonić pod 911 z tymi wszystkimi pijanymi niepełnoletnimi dzieciakami, możemy pójść do więzienia ! - mężczyzna odkrzyknął.
- Cóż, musimy coś zrobić Mike ! Kto zna imię dziewczyny..uh, poczekaj..okej, jej licencja mówi..uh..Courtney Sophia Sparks ?
Moje oczy się rozszerzyły kiedy oddawałem marker Chelsea.
- Czy to Twoja dziewczyna ? - zapytała.
Ale ja już przepychałem się przez tłum aż dotarłem do spodu schodów gdzie Courtney leżała nieruchomo, a dziewczyna, założyłem, że to Tina miała ucho dociśnięte do jej piersi.
Spojrzała na mnie - Jesteś jej chłopakiem ?
Skinąłem - Czy ona..
- Tak, wciąż oddycha - powiedziała Tina, odpowiadając na moje niedokończone pytanie - Ale na to wygląda, że uderzyła się w głowę naprawdę mocno.
- Co się stało ? - zapytałem, kucając przy Courtney.
- Grant zrzucił ją ze schodów i zniknął. Jestem pielęgniarką i mogę Ci powiedzieć, że powinieneś zabrać ją niezwłocznie do szpitala. Mogę jechać z Tobą jeśli chcesz.
- Okej, byłbym wdzięczny - powiedziałem, starając się zachować spokój.
Wziąłem Courtney i przeprowadziłem przez tłum.
- Przepraszam, przechodzę, przepraszam - powiedziałem jak wpadałem na ludzi, którzy stali na drodze.
Kiedy dotarliśmy do mojego samochodu Tina otworzyła tylne drzwi.
Położyłem tam Courtney, a Tina usiadła obok niej.
Podrygiwałem na miejscu kierowcy, naciskając pedał gazu. Włączyłem światła awaryjne.
Ustawiłem w moim GPSie by znalazł najbliższy szpital i zacząłem zapoznawać się z instrukcją.
- Jesteś Justin Bieber, prawda ? - Tina zapytała z tylnego siedzenia.
- Tak, skąd wiedziałaś ?
- Moja córka jest wielką fanką i ja potajemnie też - zachichotała - Jestem Tina Brooks
- Miło mi Cię poznać i dziękuje, że mi pomagasz.
- Nie ma za co. Wiem jak to jest być nastolatkiem spodziewającym się dziecka, po prostu musiałam wam pomóc.
- Skąd wiedziałaś ? - zapytałem, zerkając na Tinę we wstecznym lusterku. 
- Rumieni się - uśmiechnęła się do mnie.
- Myślisz, że z dzieckiem będzie wszystko dobrze ? - zapytałem głosem zachrypniętym od troski - Słyszałem, że zły upadek może spowodaować poronienie.
- Chciałabym powiedzieć, że tak, ale naprawdę nie wiem - powiedziała Tina szczerze.
Przygryzłem wargę i zamrugałem, bo łzy zamazały mi widok, teraz muszę skupić się na drodze.
Po tym co wydawało się być wiecznością, w końcu dojechałem do szpitala.
- Zatrzymaj się przy przednim wejściu. Ja pójdę do lekarzy by byli gotowi - powiedziała Tina.
- Okej - zgdziłem się.
Zatrzymałem samochód przy wejściu i upewniłem się, że pielęgniarka tam stoi i czeka z wózkiem inwalidzkim.
Tina i inna pielęgniarka wzięły Courtney na wózek.
- Wszystko będzie dobrze, Justin - powiedziała Tina, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Mam nadzieję,że masz rację.
Zaparkowałem na pierwszym wolnym miejscu, które znalazłem.
Wysiadłem z samochodu i potruchtałem do budynku.
Wszedłem do środka i gwałtownie zorientowałem się, że nie wiem gdzie jest Courtney.
Poszedłem do biurka tylko po to by znaleźć kilka innych osób w kolejce przede mną.
Zaczynałem robić się nerwowy kiedy czekałem. To była czysta tortura !
Nareszcie, dotarłem do recepcji.
- W czym mogę Ci pomóc ? - zapytała siwo włosa pani ze wspaniałymi niebieskimi oczami.
Wszystko w jej głosie i języku ciała mówiło mi, że chciałaby być kimś innym.
- Tak, Courtney Sparks, dopiero się zameldowała. Uderzyła się w głowę i...
- Tak, tak, nie obchodzi mnie to wszystko. Potrzebuję tylko jej imię i nazwisko.
Przebiegłem dłonią po włosach. Nigdy nie byłem pod tak wielkim stresem w swoim życiu.
- Aw, tak, jest tutaj  - powiedziała stara pani, spoglądając na mnie - Jak jesteś z nią spokrewniony ?
- Jestem jej chłopakiem - odpowiedziałem.
- Och, cóż, nie jestem pewna czy mam prawo by mówić Ci gdzie ona jest, ponieważ nie jesteś częścią jej rodziny.
- Żartuje sobie pani ? - zapytałem w niedowierzaniu.
- Takie są zasady chłopcze, przykro mi.
Zaczynałem odchodzić. Jak mogą być takie zasady ? Mam prawo wiedzieć co u Courtney...co u dziecka. Dziecko ! No jasne.
Wróciłem z powrotem do biurka.
- Przepraszam proszę pani.
- Co znowu ? - zapytała.
- Myślę, że zapomniałem wspomnieć, że Courtney jest w ciąży.
- Powinno mnie to obchodzić, ponieważ ? - zapytała sarkastycznie.
- Ponieważ jestem ojcem. Dziecko jest również pacjentem i ja jestem częścią jego rodziny - uśmiechnąłem się.
Kobieta przewróciła oczami - Poczekaj.
Nabazgrała coś na kawałku papieru.
- Tutaj jest jak znajdziesz poczekalnię.
- Dziękuje !
Zapoznałem się z instrukcją i wszedłem do małej, opustoszałej poczekalni.
Usiadłem na krześle i wyciągnąłem mój telefon.
Pomyślałem, że rodzice Courtney przynajmniej chcą wiedzieć, że Courtney jest w szpitalu.
Przejrzałem moje kontakty zanim ich znalazłem.
- Witaj, dodzwoniłeś się do rezydencji Sparks'ów. Z tej strony Simon Sparks.
- Dzień dobry panie Sparks, tutaj Justin. Dzwonię by powiedzieć, że pańska córka...
- Justin ? Jaki Justin ? - zapytał Simon.
- Justin Bieber, nie pamięta mnie pan ?
- Ohh, tak, tak. Czego chcesz ? - dopytywał się.
- Dzwonię, bo pańska córka jest w szpitalu...
- Córka ? Ja już nie mam córki. Nie wiem co Courtney Ci powiedziała, ale myślę, że ja i moja żona wyraziliśmy się jasno, że nie chcemy mieć z nią nic wspólnego.
- Uświadomiła mi to, ale przypuszczałem, że chcielibyście wiedzieć, że jest w szpitalu. Teraz jest na oddziale intensywnej terapii. Dziecko jest również zagrożone.
- Dobrze - pan Sparks praktycznie wiwatował.
- Dobrze ? - zapytałem nie wierząc własnym uszom.
Jak jakikolwiek tata mógł być zadowolony, że jego córka jest na oddziale intensywnej terapii.
- Tak. To jest to co dostała za popełnienie takiego strasznego grzechu.
- Panie Sparks, z całym szacunkiem, ale jestem pewien, że grzeszył pan i popełniał błędy tak samo.
- Moje grzechy i błędy to co innego. Dla mnie Courtney i to dziecko mogą umrzeć. To nie sprawi różnicy, ponieważ dla mnie już są martwi.
Dziękuje, że Simon Sparks się ze mną rozłączył. 
Patrzyłem na mój telefon oniemiały. Jak jakiś rodzic może być taki nieczuły ? By życzyć dziecku śmierci. To jest przerażające ! Nic dziwnego, że Courtney czuła się taka samotna na świecie.
Nie wiem co bym zrobił gdybym miał rodziców, którzy życzyliby mi śmierci.
Stres z całego dnia wziął mój niepokój i zasnąłem.


~Godzinę później~

Obudziłem się na dźwięk pukania do drzwi.
- Proszę wejść - powiedziałem ziewając.
Spoglądając na mój zegarek była 1 w nocy.
Doktor stanął w drzwiach.
- Musisz być Justin - uśmiechnął się.
Skinąłem głową.
- Jestem Dr. Richards - wyciągnął rękę i nią potrząsnął.
- Miło pana poznać, jak ona się czuje ? - zapytałem.
Dr. Richards usiadł naprzeciwko mnie.
- Ciało Courtney przeszło wiele stresu. Z tego co wyczytałem z jej wyników, była wykorzystana seksualnie kilka tygodni temu.
- Choć ona nie chce o tym rozmawiać.
Doktor skinął - To zrozumiałe. Wraz z tym jej ciśnienie krwi było za wysokie, ale to mogło być od upadku. Ciąża również może sprawić wiele strat na tak młodym ciele dziewczyny. Poza tym, nie wydaję się, że to wszystko dotyczy upadku. Udało nam się szybko odzyskać jej przytomność.
- Co za ulga - uśmiechnąłem się.
- Ale..
Mój uśmiech natychmiast zbladł. Wiadomości od lekarzy rzadko są zawsze dobre.
- Nie jesteśmy na razie do końca pewni co do dziecka. Courtney jest wciąż we wczesnej ciąży i jak pewnie wiesz taki upadek może doprowadzić do poronienia.
- Jakie są szanse na uratowanie dziecka ?
- Szczerze ?
Skinąłem.
- Nie możemy być pewni, ale w tym momencie to nie wygląda dobrze.
Przełknąłem ciężko ślinę.
- Czy pan mówi, że ona prawdopodobnie straci dziecko ?
- Nie. Mówię, że nie wiem, ale tak może się stać.
- Czy Courtney wie ?
Pokręcił głową - Nie. Chciałem Tobie najpierw powiedzieć.
- Mogę jej powiedzieć ? - zapytałem.
Wiadomość taka jak ta może wysłać Courtney na skraj załamania emocjonalnego, szczególnie jeśli dowiedziałaby się od lekarza.
- Oczywiście - powiedział z małym uśmiechem - Pytała czy może Cię zobaczyć. Mogę zabrać Cię do pokoju, jeśli chcesz.
Skinąłem głową - Dziękuje.
Poszedłem za doktorem w dół korytarza, ale czułem jak moje nogi przymarzają do podłogi, kiedy dotarliśmy do drzwi.
- Nie musisz jeszcze wchodzić jeśli nie jesteś gotowy - powiedział kładąc dłoń na moim ramieniu - Cokolwiek zrobisz, nie trać wiary.
Patrzyłem jak odchodził.
'Nie trać wiary' 
Jego słowa powtarzały się w mojej głowi znowu i znowu.
To było łatwiejsze do powiedzenia niż do zrobienia.
W ciągu ostatnich paru tygodni i dni mój świat został przewrócony do góry nogami i z powrotem. To było po prostu za dużo dla jednego faceta do opanowania, nie mogę zrobić tego samotnie, wiedziałem to bardzo dobrze.
Usiadłem na podłodze na korytarzu i schyliłem głowę.
Drogi Boże
Wiem, że nie zawsze robiłem to co powinienem.
Nie zawsze rozmawiałem z Tobą i prosiłem Cię o poradę.
Jestem w bałaganie i dopiero teraz biegnę do Ciebie po pomoc, więc jestem tutaj.
Ale wiem, że nieważne jak, Courtney i ja nie damy rady sami.
Panie,
Potrzebujemy Twojej pomocy. Proszę pomóż mi być slinym.
W imię Jezusa
Amen.
Wstałem z podłogi wciąż czując osłabienie i pchnąłem drzwi otwierając je.
Teraz musiałem poinformować Courtney...


*Sharpie - rodzaj pisaka*
***
Biedna Courtney i Justin :( 
Jest rozdział 8 mam nadzieję,że was zaciekawi.
Dodaję tak późno, bo ostatnio mnie w domu nie było i nie miałam czasu, wybaczcie.
Dziękuje za wszystkie komentarze i miłe słowa, a szczególnie dziękuję @NatalaCool
wspierasz mnie i sprawiasz, że się uśmiecham :)
Proszę zostawcie swoją opinię o rozdziale w komentarzu :)
@DangerLoverr

6 komentarzy:

  1. o jeju, jak im współczuje, mam nadzieje, ze wszystko będzie dobrze ;c


    zapraszam na:
    http://diamonds-tlumaczenie.blogspot.com/
    http://tlumaczenie-locked-up.blogspot.com/
    (tłumaczenia opowiadań z Justinem)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję że obojgu nic nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehh, biedna Courtney, mam nadzieję,że wszystko z nią będzie ok;) Ale los ich nie oszczędza.. No i bardzo dziękuję,że tłumaczysz ;* Za to cię kocham <3 Nie musisz mi dziękować, dla mnie to przyjemność ;) Czekam na kolejny, @NatalaCool

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg,jak mi ich szkoda.Bardzo cierpią......oby wszystko ułożyło się dobrze,żeby los im wynagrodzil te cierpienia.......czekam na nn kochana :) @mrsBieber1301 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby im się nic nie stało. ;)

    OdpowiedzUsuń